niedziela, 9 maja 2021

             Zmęczony.
Był tym wszystkim potwornie zmęczony. Emocje przelewały się w nim przechodząc ze skrajności w skrajność, wciąż jednak nie sposób się było doszukać jakichś pozytywnych. To było złe, cała ta znajomość.
            Gdyby tylko mogli cofnąć czas. Zacząć od nowa. Od udawania, od powolnego badania granic, od miękkich słów. Miałby chociaż wspomnienia tego, co mogłoby być.
Ale nie było takiej możliwości, naznaczyli swoją drogę już wtedy, tego ponurego popołudnia nad jeziorem. I nieważne jak bardzo chcieli zboczyć z utartego szlaku, nieważne jak mocno próbowali, przeznaczenie związało ich ze sobą. Nieodwracalnie.
            To, co z początku go fascynowało, zaczynało dręczyć.
Psychicznie. A ostatnio również fizycznie. Artemij zdawał się nie zauważać, że coś zaczynało być cholernie nie w porządku. Że ciepły zwykle Faust zaczyna być jeszcze cieplejszy.
            I znów zrobił coś nie tak. Zaniepokojony zmianą nie zdołał nawet wytłumaczyć powodu, dla którego zsunął rękę na świeże znamię. Nie zdążył nawet wydusić słowa, bo tajfun wściekłości znów zaatakował, a bolesne słowa zwaliły się na głowę raniąc mocniej niż wrzynające się w ciało pazury, zęby czy odłamki szkła.

Deja vu.

            Jakiś psychiatra powinien odbyć kilka sesji z rozjuszonym Artemijem próbując rozwikłać, znaleźć źródło jego upodobania do luster i szkła.
Zdobiących czyjeś ciało.
            Faust poczuł zamroczenie, gdy jego twarz zderzyła się z zimną taflą rozpryskującą się pod wpływem uderzenia. Rozcięty łuk brwiowy zaczął mocno krwawić niemal oślepiając feniksa na krótką chwilę, dopóki znów nie został wbity w lustro rozmazując na nim krew.
            Dawniej by go jeszcze podjudzał świadom swej siły i regeneracji, teraz był przerażony. Strach, niczym lodowate macki oplatał jego wnętrzności, zaciskał się na nich tym mocniej im mocniej twardy fiut wbijał się w niego.
Z trudem, jakby Faust go nie chciał.
Jakby nie był gotów.

            Przestał z nim walczyć poddając się apatii, zamykając się na mężczyznę, odgradzając go od swojego umysłu, w którym z dziką furią wył Seth.

      — Nienawidzę cię — warknął zanim po raz kolejny jego głowa uderzyła w lustro, tym razem rozbijając je. To było niebezpieczne, ten brak granic. Zbyt łatwo mogli je przekroczyć i skończyć pewne rzeczy. Do których powrotu już by nie było. Najsilniejsza magia nie byłaby w stanie przywrócić do życia feniksa, nawet z pomocą najbardziej doświadczonego nekromanty.
            Opór zaczynał słabnąć.
            Faust poddał się i przestał walczyć, a przerażenie zaczęło ustępować podnieceniu. Lepkiemu i obezwładniającemu. Wampir zamruczał z aprobatą, gdy ciało zaczęło odpowiadać na jego ruchy, choć jego bierność nie wydawała się przeszkodą w najmniejszym nawet stopniu.
Krew była wszędzie, ale wciąż najlepiej smakowała z karku.
Smakowała?
Miała wyraźnie inny smak. Wciąż doskonały, ale… Inny. Jakby nie pił bezpośrednio z żył, tylko odstaną, z fiolki lub innego naczynia. Ale czy to mu przeszkadzało? Nie, oczywiście, że nie. W tym amoku Artemij może nawet nie zwrócił na to uwagi zajęty pieprzeniem swojej kruchej księżniczki. Księżniczki, która wrzasnęła przeraźliwie, gdy wampir przez przypadek uderzył w ranę na udzie.
            Chciał to skończyć.
Spojrzał w kawałek wiszącego skrawka lustra i uchwycił spojrzenie mężczyzny. I jeśli jakąś jego część liczyła na choć odrobinę litości, to teraz przestał się łudzić.
Artemij był ślepy na to co się działo. Przerżnął go jak kurwę i wlał w niego swoje spełnienie wraz z nienawiścią i wkurwieniem. Nie zauważywszy, że po raz pierwszy od początku znajomości Faust nie odczuł z tego żadnej przyjemności, że nie skończył wraz z nim. Właściwie, gdy odrobinę się uspokoił zmęczony orgazmem i poluźnił uścisk, Faust osunął się na ziemię w to całe szkło.

            Nieprzytomny i rozpalony.


poniedziałek, 15 marca 2021

Faust

FAUST



Godność:

Faust. Przez setki lat swego istnienia gubił swe prawdziwe miano, przedstawiając się każdemu inaczej. W XIX wieku jednak przylgnęło do niego imię Faust. Dlaczego? Nie wiadomo, może to przez jego powiązania z Upadłymi, których winien się wystrzegać, cyrografu jednak nie podpisał, a i jego dusza jest bezpieczna. Na razie przynajmniej.

Wiek:

Wygląda na 18-19 lat, w rzeczywistości ma 412… Licząc od jego poprzedniego odrodzenia.

Płeć:

Mężczyzna.

Orientacja:

Biseksualny.

Rasa:
Feniks
Gwoli wyjaśnienia – nie jest on zmiennokształtnym, a ostatnim przedstawicielem swego gatunku. Bardzo luźno wzoruję się na postaci Alexa z opowiadań Alexa Shilou i nie mam zamiaru kopiować tej postaci. Po prostu jej ogólna koncepcja i zarys rasy oparty jest na tej tam zawartej, a więcej danych na jej temat pojawi się w dalszej części KP, więc nie będę tutaj opisywał tego wszystkiego jeszcze raz, amen.

Moce:

Zdolności wrodzone:
- Latanie – a nawet nie tyle latanie, co ograniczenie działania pola grawitacji. Przedstawiciele tej rasy potrafią przemieszczać się z miejsca na miejsce w powietrzu, nawet bez użycia skrzydeł, które w skrajnych przypadkach mogą pojawić się u niektórych Feniksów. Faust posiada je, jednak niemal nigdy nie używa, bowiem potrzebuje dłuższej chwili na wytworzenie ich, co w większości przypadków jest procesem bolesnym.

- Wyostrzone zmysły – jego umysł działa na najwyższych obrotach w ciemności. Do patrzenia nie potrzebuje wcale oczu, na dobrą sprawę przydają mu się one jedynie do rozróżniania kolorów. Potrafi wyczuć intruza z większej odległości, niż mogliby go dostrzec nawet najbardziej spostrzegawczy. Nie ma to jednak samych plusów, wrażliwy nos Fausta sprawia, że mdli go w tłocznych pomieszczeniach, zaś nieprzyjemne wonie są dla niego po stokroć gorszym przeżyciem  niż dla zwyczajnego śmiertelnika.

- Uzależnienie – nie, wbrew pozorom nie jest to skłonność do popadania w nałogi, chyba że mowa tu o uzależnieniu się od Fausta. Zapach i smak jego krwi ma silne właściwości uzależniające… i nie tylko. Działa również jak silny afrodyzjak, powodujący, że nawet najbardziej oporni, po skosztowaniu kilku kropel jego krwi, nie będą w stanie mu się oprzeć. I tylko czasem Faust to wykorzystuje, bawi go nieme błaganie w oczach istot, z którymi ma do czynienia. Na nieśmiertelnych nie działa to równie mocno jak na śmiertelników, którzy zakosztowawszy tej słodkiej cieczy są w stanie zrobić dla niej naprawdę bardzo wiele.


Zdolności indywidualne:
Klonowanie – To nic innego jak zwyczajna iluzja. Użytkownik tej mocy, jest w stanie wykreować własnego… klona, kopię własnego ciała. Twór projekcji psychicznej może znajdować się nawet w naprawdę sporej odległości od swojego twórcy (oczywiście nie ma tu mowy o przebywaniu na innym kontynencie, ale kilka kilometrów jest jak najbardziej realną odległością) i wciąż może się komunikować ze swym twórcą. W ten sposób utworzony klon nie jest istotą w pełni fizyczną, jednakże nadal zachodzą interakcje pomiędzy nim a przedmiotami. Ta iluzja wymaga sporego nakładu sił i emocji, klon przejmuje połowę mocy użytkownika, przez co obaj są o połowę słabsi, ponadto twórca narażony jest na szybsze osłabienie. W przypadku zadania rany klonowi, Faust nie odczuwa bólu, przynajmniej do momentu połączenia się z własną projekcją. Klona nie da się zabić, może co najwyżej zniknąć, ma to jednak bardzo negatywne skutki na jego twórcę i osłabia go na dłuższy czas. Klon Fausta otrzymał wdzięczne imię Seth i mimo silnego uzależnienia od własnego twórcy, jest w stanie samodzielnie myśleć i podejmować decyzje. Zdarza się, że gdy Faust potrzebuje pilnej pomocy, właśnie jego przywołuje, by nie musieć liczyć się z kimkolwiek innym.
*Czas, w którym klon jest aktywny, wynosi 4 posty, natomiast odpoczynek – 5 postów.*

Magia światła – Feniksy są symbolami słońca, dlatego też nic dziwnego, że to właśnie światło jest ich domeną. Faust jest w stanie używać do walki (bądź obrony) Magii światła. Nie czerpie światłości z otoczenia, może używać jej nawet w najczarniejszą noc, bowiem światło zostaje wytwarzane przez jego własne ciało. Tej zdolności może używać w dowolny sposób, a zakres jej działania jest dosyć szeroki, jednak chłopak jest jednym z tych, którzy nie zdają sobie sprawy z jej potencjału. Potrafi utworzyć ze światła tarczę, która odbija, lub osłabia (jeśli ma do czynienia z silnym przeciwnikiem) rzucane zaklęcia czy ataki ze strony wroga, jest w stanie również sprawić, że jego prawa dłoń przemieni się w świetlisty miecz, zdolny przeciąć wszystkich i wszystko (Działa to tylko przez 1 post, Faust jest kiepski w kontrolowaniu tej umiejętności). O wiele większy pożytek ma z owej mocy, przelewając jej cząstkę na dany przedmiot (np.: broń), która w tym momencie zaczyna świecić własnym światłem, a ciosy nim zadane są o wiele trudniejsze do wyleczenia i odbierają przeciwnikowi nieco więcej energii niż przy ranie zadanej zwyczajnym ostrzem. Jakiekolwiek stosowanie tej Magii, sprawia, że Faust bardzo szybko traci siły i potrzebuje dłuższej chwili odpoczynku. (Nie mówimy tu jednak o takich błahostkach jak użycie minimalnej mocy w celu rozświetlenia sobie drogi)
*Używanie – 2-3 posty, w zależności od sposobu w jaki wykorzystywana jest Magia, odpoczynek – 5 postów.*

Unieruchomienie – Bardzo pomocna zdolność i chyba jedna z najbardziej ulubionych Fausta. Zdarza mu się jej nadużywać i to nie tylko w celach defensywnych. Wszak krępowanie innych ku własnej uciesze jest o wiele lepszą rozrywką, aniżeli próby szarpania się z kimś. Podczas używania owej zdolności, z dłoni Fausta wystrzeliwują świetliste liny – wiązki energii, krepujące ofiarę bez względu na jej szybkość, zdolności i rasę. (Chyba że ma do czynienia z cieniem, iluzją, bądź klonem) Ofiara nie jest w stanie ruszyć się przez dłuższą chwilę, a pole siłowe, w jakim wtenczas się znajduje, znacznie ją osłabia (tylko na moment skrępowania, nie odbiera sił na dłużej). Po skrępowaniu, Faust jest w stanie oddzielić liny od swojego ciała. W dalszym ciągu ma nad nimi kontrolę i pod wpływem komend te mogą się zaciskać, bądź poluzować, a nawet, jeśli sobie tego zażyczy, wytworzyć boleśnie wpijające się w ciało kolce, wszystko zależy od woli użytkownika. Zdolność ta ma jednak kilka słabości. Skupiony na unieruchamianiu Faust nie jest w stanie użyć jakiejkolwiek innej nadprzyrodzonej zdolności. Może sobie jedynie kopać, ciąć mieczem, gryźć – co w przypadku nieśmiertelnych jest równie dla nich szkodliwe, co próba wyważenia drzwi za pomocą piórka. Dlatego też Faust używa Unieruchomienia tylko w wypadku, gdy nie jest już w stanie walczyć i potrzebuje chwili czasu na ucieczkę. Albo kiedy ma sojusznika, który może wykorzysta stan skrępowania ofiary i ją zaatakować. Najczęściej jednak długowłosy krępuje niegrzeczne istoty w sypialni, zmuszając je do spełniania swoich chorych zachcianek. Ale to oczywiście kłamstwo.
*Używanie – w zależności od włożonej w utworzenie i utrzymanie ich siły. Słabe liny mogą utrzymać się przez dłuższy czas (można je wtedy bez problemu rozciąć, spalić, cokolwiek), liny działające osłabiająco na ofiarę – używanie max 2 posty, odpoczynek – 5.*

Umiejętności:

†° Jakiekolwiek ostrze w jego dłoni to śmiercionośna broń. Doskonale włada mieczem, przez lata swego życia to jego jedyna pasja, którą pielęgnuje bez żadnej przerwy, trenując nieraz nawet przez kilka godzin dziennie. Ze swoją ukochaną kataną niemal nigdy się nie rozstaje, a i niewykluczone, że i gdzieś indziej ma poukrywane parę ostrych przedmiotów.
†° Uwielbia dźwięk skrzypiec, a sam instrument uważa za najbardziej magiczny. Wirtuoz może i z niego żaden, ale całkiem nieźle sobie radzi.
†° Wyostrzone zmysły sprzyjają zapamiętywaniu twarzy, słów, zapachów i miejsc. Faust nawet kilka lat po danym zdarzeniu, jest w stanie z osiemdziesięciopięcioprocentową dokładnością odtworzyć szczegóły. Sprawia to również, że bardzo szybko uczy się języków. Zakres jego wiedzy obejmuje jednak głównie języki martwe i zapomniane, w których uwielbia czytać stare księgi i pisma.
†° Sztuka flirtowania stoi u niego na bardzo wysokim poziomie. Ceni sobie spędzanie czasu z daną osobą i uwodzenie jej w celu osiągnięcia własnych celów. Co gorsza, trudno mu odmówić, a sam zapach jego krwi…
†° Nie wiadomo jak to się dzieje, ale nawet bez jego starań wszelakie dzieci uciekają od niego z krzykiem. Jakakolwiek nie byłaby tego przyczyna, Faust cieszy się z tego, bo na niańkę nadaje się jak piłka tenisowa do kręgli. Niby to piłka i to piłka, ale…
†° W tańcu nie ma sobie równych, w dziewiętnastowiecznym Londynie był jedną z lepszych partii i często zaszczycał swą osobą największe bale w mieście.
†° Lepiej patrzeć mu na ręce. Nie tylko kiedy dzierży w nich broń. Zwinne paluszki i parę przydatnych umiejętności to przepis na to, jak oszukać w karty i zwinąć się ze sporą sumką w kieszeni jeszcze zanim ktokolwiek zdoła się połapać co się stało.

Aspekt:

Na początek, dla uściślenia, należałoby wspomnieć, iż Faust nie jest żadnym Zmiennokształtnym i niewiele wspólnego ma z mitycznym Feniksem, o którym legendy krążą w wielu zakątkach świata. Jego postać jest jak najbardziej ludzka. Żadnych szponów, żadnego dzioba, żadnego upierzenia. Faust to istota o wyglądzie młodzieńca liczącego około dziewiętnastu, dwudziestu lat. Jego twarz ani ciało nie przywodzą na myśl osoby, która ma na karku kilka setek lat, wręcz przeciwnie. Faust pochwalić się może całkiem wysokim wzrostem. Ma nieco ponad sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, co, jak sam uważa, jest zupełnie wystarczające. Ani nie musi się zanadto schylać do niższych osób, ani zbytnio zadzierać głowy, jeśli w grę wchodzą wyższe. Wzrost idealny. Jest szczupły, choć całkiem nieźle zbudowany. Szerokie, nieco umięśnione ramiona, oraz wyraźnie zarysowane mięśnie na brzuchu nie pozwalają wątpić w to, że Faust o siebie dba. Niektórzy powiadają, że wygląd Feniksów zależy jedynie od nich samych i w jednej chwili mogą nadać swemu ciału taki, a nie inny kształt. Faust jednak od lat utrzymuje uparcie jeden i ten sam wizerunek, nie starając się weń ingerować w żaden sposób.
Długie, hebanowe i niezwykle miękkie włosy sięgają mu do pasa. Wygodniej się czuje mając je związane w niesfornego kucyka, nie jest to jednak regułą. Lubi je i mało komu pozwala się do nich zbliżać. Niesforne, ciemne kosmyki opadają na jego czoło, kładąc się cieniem na jego hipnotyzujących wręcz oczach w ciemnej oprawie długich rzęs i wyrazistych brwi. Nieco skośne, sprawiają wrażenie, jakby Faust patrzył na otaczający go świat z niejakim rozleniwieniem. Jakby patrzył na każdego, czyniąc go swoją potencjalną ofiarą. Jakby wszystko o kimś wiedział. Jakby mówił, że ów ktoś będzie jego własnością. Barwa jego tęczówek uzależniona jest od nastroju. Zazwyczaj granatowe, gwałtownie ciemnieją, gdy jego nastrój zaczyna się psuć. A wtedy najlepiej uciekać jak najdalej, z zasięgu jego wzroku i mocy. Miękkie, wyraziste usta bardzo rzadko wyginają się w uśmiechu. Wszak komuś, kto istnieje już tyle lat, ciężko jest znaleźć nowy powód do radości. Rysy jego twarzy, nieco zbyt ostre, by uznać je za kobiece, zbyt miękkie, by uznać go za przykład męskości, nadają mu charakterystycznego wyrazu, sprawiając, że ciężko o nim zapomnieć. W jego lewym uchu znajduje się pięć srebrnych kolczyków – sam nie pamięta skąd je ma i dlaczegóż zdecydował się na takie, a nie inne. Lubi piercing i choć sam woli podziwiać go na kimś, sam posiada kolczyk w języku. Blizny… Sporo słabo widocznych blizn na jego ciele, to pamiątki po stoczonych walkach i kłopotach, w które wpadł nie raz i nie dwa. Największa z blizn, ciągnie się od lewego biodra niemalże do prawej piersi i przywołuje u Fausta jedno z najgorszych wspomnień. I jak na złość, nie jest w stanie jej się pozbyć z własnego ciała. Nie lubi również, gdy ktokolwiek jej dotyka. W niektórych momentach zgrubiała skóra w tym miejscu pulsuje nieprzyjemnie, a ból bywa nieznośny. Najczęściej zdarza się to podczas jakiegokolwiek kontaktu z Upadłymi, których to przedstawiciel jest jej autorem, jednak i to nie jest regułą. Czasem nie boli go przez kilkanaście lat, a zdarzają się dni, że zwykłe muśnięcie dłoni Demona budzi otępiający ból. Jedną z jego bardziej charakterystycznych cech, jest tatuaż. Ale nie taki byle jaki. Wije się, skubany, przez całą długość jego prawej ręki, połowę prawej piersi, by za chwilę zakończyć się po prawej stronie smukłej szyi. Przedstawia wściekłego, gotowego do ukąszenia węża i w dziwny sposób kontrastuje z wyrazem twarzy swego nosiciela. Faust zdecydowanie preferuje ubrania w stonowanych kolorach, najbardziej jednak upodobał sobie czernie, szarości, popiele, grafity i granaty. Lubi koszule podkreślające jego ramiona, raczej wąskie spodnie i ciężkie buty, sięgające co najmniej do połowy łydki. Nie oznacza to jednak, że zobaczenie go w zwykłym, powyciąganym dresie graniczy z cudem. Bynajmniej, Faust lubi wyglądać dobrze, ale pragnienie to nie zakrawa na obsesję. Dość często nosi przytroczony do pasa miecz, aczkolwiek raczej niechętnie po niego sięga… Ale jak to mówią – przezorny zawsze ubezpieczony. Ostatnim elementem jego wyglądu, o którym należałoby wspomnieć, to skrzydła. Nie są widoczne, a i pojawiają się niezwykle rzadko. Faust woli przejść na nogach milion mil, aniżeli przez kilka minut zwijać się z bólu towarzyszącego ich pojawianiu się. Pękająca tuż przy łopatkach skóra nie jest niczym przyjemnym, a pionowe blizny w tamtym miejscu są jedynym znakiem, iż brunet coś ukrywa.

Charakter:

Złożona osoba z niego i trudno powiedzieć o nim coś konkretnego. Wszystko, co pozwala o sobie wiedzieć, ociera się o kłamstwa i domysły, nie dając się w pełni poznać. Ma wiele twarzy, potrafi być zmienny niczym marcowa pogoda. Dla każdego ma gotową odpowiedź, dla każdego inną twarz. I co gorsza potrafi sprawić, iż wszyscy sądzić będą, iż tę prawdziwą zachował właśnie dla niego. Przyciąga uwagę i sprawia, że trudno o nim zapomnieć nawet wtenczas, gdy nie robi absolutnie nic, poza rzuceniem na ciebie okiem. Otacza go niesamowicie zmysłowa aura, a on sam zachowuje się jakby doskonale sobie z tego zdawał sprawę. Bawi go patrzenie na innych, wręcz jest to jego ulubiona rozrywka. Zachowania innych istot poznał na wylot, dlatego przy pierwszym kontakcie z nim rozmówca może mieć nieodparte wrażenie, że plama na ścianie za jego plecami jest bardziej interesująca niż on sam. Pozorny brak uwagi i znudzenie malujące się na jego buźce skutecznie odstraszają tych mniej wytrwałych. Nie oznacza to jednak, że Faust olewa wszystkich i wszystko. Bynajmniej. Słucha uważnie każdego słowa, wyłapując z pozoru nieistotne zdania, by w następnej kolejności wykorzystać je przeciwko osobie, która je wypowiedziała. Lubi chwytać za słówka, tworzyć dwuznaczne sytuacje i wyprowadzać innych z równowagi. Bywa bezczelny i arogancki, sarkastyczny i złośliwy. Nieodmiennie jednak wszystkie jego słowa są dokładnie wyważone i przemyślane. Jeżeli ma zamiar kogoś obrazić, robi to z rozmysłem i z całą bezwzględnością. Nie zwykł przebierać w słowach, a uczucia innych to dla niego nic nie warty dodatek, do co najwyżej interesującego ciała. Potrafi być jednak czarujący, naprawdę potrafi. Kiedy ktoś przykuje jego uwagę, zrobi wszystko, by jak najdłużej zatrzymać go przy sobie. Problem jednak w tym, że rzadko na kogoś takiego trafia, stąd jego obecne nastawienie. Jest urodzonym dyplomatą. Nie przerywa i słucha do końca, by potem zmiażdżyć najsilniejsze argumenty jednym słowem. Zazwyczaj bywa spokojny i wyprowadzenie go z równowagi jest nie lada wyzwaniem, aczkolwiek jeśli do niego dojdzie… Potrafi być okrutny. Uczył się w końcu od najlepszych. Lata spędzone w niewoli, choć w jego długim życiu zdawać się mogą zaledwie chwilą, w jego pamięci należą do najgorszych i budząc się każdego dnia błaga o łaskę utraty pamięci, świadom, że póki nie rozprawi się z własnymi wspomnieniami, nie będzie mógł żyć tak, jak tego chce.
Ma skłonności do dominowania objawiające się na równi z tymi do uległości. Nie ma nic przeciwko znalezieniu się „na dole”, choć stać się całkowicie bierny nie potrafi w żadnym przypadku. Lubi perwersyjne zabawy i wyzwania. Rzadko się wycofuje i nie boi się ryzyka. Ból go nie przeraża, wręcz przeciwnie. W czasie jego długiego życia przywykł do niego tak bardzo, że stał się on dla niego nieodłącznym elementem życia. I nie ma nic przeciwko otrzymywaniu go. Ani zadawaniu. Lubi dręczyć innych. Zarówno psychicznie jak i fizycznie, w zamian jednak oczekuje podobnego traktowania. Nie chce, by ktoś miał go za wrażliwą panienkę, zaś sam cierpi uciążliwe uczulenie na uległych i delikatnych. Zawsze się boi, że skrzywdzi ich nieodwracalnie i uszkodzi na stałe, dlatego woli trzymać się z daleka. A jako że wszystkich mierzy swoją miarą, gardzi słabymi, uważając, że każdy jest kowalem własnego losu, a czekanie na czyjąś pomoc to najgorsze ze wszystkich rozwiązań.
Bardzo dawno nie śmiał się beztrosko, dawno oczy nie odzwierciedlały prawdziwego uśmiechu. Faust sprawia wrażenie wiecznie pogrążonego we własnych myślach, w rzeczywistości jest jednak bardzo uważny. Jego zmysłowa natura i naturalny wdzięk są jego atrybutem w zdobywaniu tego, czego chce. Potrafi być bardzo namiętny i kuszący, jeśli zechce. Bierze, ale potrafi również dawać. Nazywany okrutnym, sam w duchu śmieje się z tych posądzeń. Istnienie innych niespecjalnie go obchodzi, dlatego bez oporów daje innym kosztować własnej krwi. Jakby podświadomie chciał zatruć cały świat, jakby chciał zemścić się za krzywdy, jakie niegdyś mu wyrządzono. Wbrew pozorom nie pała nienawiścią do Upadłych, w ogóle do nikogo nie pała nienawiścią, choć jak ktoś raz zostaje jego wrogiem, nie ma szans na zmienienie nadanego mu statusu.
Były czasy, gdy Faust był pełnym empatii młodzieńcem, kiedy promienie słońca tańczyły w jego oczach i kiedy ochoczo wyciągał ręce do innych. Kiedy jego samotność nie ciążyła tak bardzo i kiedy cień nie był jedynym towarzyszem. Życie jednak sprawiło, że zapomniał czym jest ufność, przywiązanie i inne uczucia, bez których śmiertelnicy nie potrafią się obejść. Czasem jego dawne „ja” dochodzi do głosu i przejmuje nad nim władzę. Bywa wtedy troskliwy i opiekuńczy, robi to jednak tylko dla tych, którzy naprawdę wiele dla niego znaczą.




Historia:

Niegdyś Feniksów było sporo. Żyli w opowieściach ludzi i w swoim świecie, nie wadząc nikomu. Uważani za neutralną rasę, nigdy nie brali udziału w wojnach, nie opowiadali się po żadnej ze stron. Potem jednak coś się zepsuło, jedna rysa zamieniła się w szereg pęknięć, osłabiających chroniący ich mur i rasa ta wdała się w okrutną wojnę. Powodów było wiele, dziś trudno zgadywać co wreszcie przelało czarę, grunt, że po wyniosłej i dumnej rasie pozostało tylko wspomnienie.
Już od pierwszej chwili, gdy zaczął być świadom, zaczął zdawać sobie sprawę z tego, kim jest. Już od pierwszych chwil był sam i w kwestię własnych narodzin nawet nie próbował się wgłębiać. Po prostu któregoś dnia zaczął „być”, a jego życie miało być ofiarą złożoną Przeznaczeniu. Świadomość bycia ostatnim Feniksem odcisnęła na nim swoje piętno i stała się przekleństwem. Od pierwszych lat znał teksty przepowiedni, a mimo to… Tułał się po świecie, igrając z ogniem, umykając przed Upadłymi, uparcie próbując żyć.
Ufny i zupełnie inny niż teraz. Zawsze starał się czerpać z życia pełnymi rękoma, świadom, że to może zakończyć się w każdej chwili. Uparcie pilnował, by nie przywiązać się do nikogo zanadto, starał się jakoś odwlec to, co nieubłagane i jakoś to odwlec, ale… Ale potem poznał Jego, przyczynę swej zguby i ostatnią osobę, którą był w stanie pokochać. Dlatego też Jego zdrada bolała tak bardzo. Bo On go wydał, bo On był tym, który wydał na Fausta wyrok śmierci.
Szczerze powiedziawszy, chłopak niewiele pamięta z tamtych lat. Tortury, nieodłączny ból i w końcu ofiara.
To wtedy zmienił się całkowicie, każdego dnia żałując, że się obudził. Modlił się o koniec, jednocześnie uparcie próbując żyć. Nie był jednak zdolny do błagania.
Widywał Go jeszcze wielokrotnie i to Jemu zawdzięcza szpecącą, bolesną bliznę, której nie jest w stanie wymazać ze swego ciała. Czasami próbował walczyć. Próbował uciec.
„Nie mógł pokonać tych, dla których jego śmierć była poezją, śpiewem, przepowiednią, przyszłością!”
W dniu opisywanym w starożytnych księgach jako jego koniec, stało się jednak coś, czego sam nie pamięta zbyt dokładnie. Ktoś po niego przyszedł. Nie widział jego twarzy, ale czuł jego potęgę i siłę, widział zmieszanie tych, którzy z jego śmierci uczynili sobie rozrywkę.
Ocalenie przyszło z najmniej spodziewanej strony, choć nigdy nie poznał imienia swego wybawcy.

***

Jako ostatni przedstawiciel mitycznej rasy Feniksów, zdaje sobie sprawę z tego, że wraz z nim zniknie ze świata ostatnie wspomnienie o takich jak on. Faust należy do istot nieśmiertelnych, jednakże cykl jego życia co pięćset lat zatacza koło i Faust umiera, by odrodzić się po pięciu dniach. A przynajmniej umrzeć powinien. Podobno zdarzyło mu się to raz, dni te w jego pamięci zacierają się jednak i są niczym sen, tak więc nie wiadomo ile w tych słowach jest prawdy. Jego rany goją się szybciej niż u śmiertelników, jednak odcięte kończyny nie odrastają. Po wyrwaniu mu serca, które jednak ma istotny wpływ na jego życie, również nie będzie w stanie funkcjonować, jednak zabicie go jest o wiele trudniejsze. Po takim, na przykład, skoku z najwyższego budynku świata otrzepałby się i poszedł przed siebie.
Przepraszam, że tak lakonicznie, ale serio, nie chciałem robić z tego taniego melodramatu, a wydaje mi się, że uchwyciłem wszystko to, co najważniejsze dla tej postaci.


Dodatkowe informacje/zainteresowania/ciekawostki:

†° Zapach jego krwi jest wyjątkowo wyrazisty, zaś jej smak działa niczym afrodyzjak na każdego, kto choć raz jej skosztuje. Możliwe jest nawet uzależnienie się od niej, a efekty odstawienia porównywalne są do tych towarzyszących rzuceniu ćpania, alkoholu, czy palenia. Faust jednak rzadko kiedy ostrzega swe ofiary o skutkach ubocznych.
†° Czasami pali papierosy, czasami pije, czasami weźmie coś mocniejszego. Nie ma jakoś specjalnie mocnej głowy, ale próby upicia go mogą potrwać całkiem długo.
†° Strasznie mało sypia, ostatnimi czasy dręczą go cyklicznie powtarzające się koszmary.
†° Żywi się tym co i śmiertelnicy, choć jest wybredny jak mało kto.
†°Lubi nadużywać swoich mocy, niekoniecznie w celach obronnych. (If you know what I mean)
†° Ma obsesję na punkcie kilku rzeczy, ale o tym już sza.